niedziela, 8 grudnia 2013

Gdzieś na gruzińsko - tureckiej granicy

Święta już tuż, tuż. Postanowiłyśmy więc starym gruzińskim zwyczajem wybrać się na przedświąteczne zakupowe szaleństwo do Turcji.

Podróż z Dvabzu zajmuje koło 2 godzin ( pociąg Ozurgeti -Batumi o 8 ; o 10 marszrutka do Sarpi a tam pieszo przez granicę ) . Nam się poszczęściło, bo spotkałyśmy taksówkarza, który akurat jechał do swoich córek do Batumi więc dzięki temu w Sarpi byłyśmy przed 10-tą. Po drodze warto zatrzymać się w Gonio, żeby zobaczyć zbudowaną jeszcze za czasów rzymian twierdzę. Legenda głosi , że na terenie znajduje się grób św. Macieja, jednego z dwunastu apostołów. 


Niestety będąc Polką i Europejką musiałam posiadać wizę turecką, aby przekroczyć granicę. Koszt tego świstka to 20 USD, trochę za dużo jak na skromny budżet wolonariusza. Jedząc więc chaczapuri w wersji "dla turysty" zwiedzałyśmy nabrzeże Sarpi czekając na Marikę, która w tym czasie buszowała między tureckimi butikami w poszukiwaniu zamówionych przez nas produktów.

W drodze powrotnej jeszcze krótka wizyta w Batumi. Obowiązkowo mini-supra u cioci Mariki. Nie zabrakło tradycyjnego badridżani, sałatki vinegret, ciasta herbacianego i domowego kompotu.

17.30 odjeżdża ostatni pociąg do Ozurgeti. Wrzucamy do skrzynki 50 tetri ( 1 zł) i kiwając się na krzesłach w wręcz nieprzyzwoicie dobrze ocieplonym wagonie z pełnymi plecakami wracamy do naszego nowego domu, do Dvabzu. 
Witamy w strefie wolnocłowej







Tak, że tak- Turcja

Turcja ostrzega...


...i szybko żegna Gule, Gule

Jak na razie ruch na granicy niewielki, ale za kilka godzin zacznie się tu istne szaleństwo
ciocia Mariki ze swoją maleńką wnuczką

krótka sesja zdjęciowa w Batumi



i na koniec zostały tylko pieczątki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz