niedziela, 29 czerwca 2014

Wycieczki krajoznawcze czyli życie w drodze cz.3

Ten miesiąc pachnie truskawkami, melonem, balsamem do opalania i świeżo skoszoną trawą. Udało się też zobaczyć parę ciekawych miejsc.

Zrealizowana trasa : Ozurgeti- Kutaisi- Didi Jikhaishi- Khoni- Martvili- - Atchi- - Batumi- Kobuleti- Dvabzu

Z Agnieszką w ogrodzie otaczajacym dom Niko Nikoladze
Didi Jikhaishi- mała wioska położona w regionie Imereti niedaleko miasta Khoni. Jedna z pierwszych poważnych autostopowych wypraw po Gruzji. Zrealizowana dzięki usilnym namowom Agnieszki, wolontariuszki z Polski ( dzięki Aga ;)). Znajduje się tu muzeum Niko Nikoladze. Miejsce jednak rzadko odwiedzane przez zagranicznych turystów, o czym świadczy brak tłumaczenia na jakikolwiek inny obcy język. Korzystając jednak ze stopa udało nam się odnaleźć dwóch pomocnych młodych mężczyzn, którzy nie tylko opowiedzieli nam o tym miejscu, ale zawieźli nas tam i zostali naszymi prywatnymi tłumaczami. A kim właściwie był Niko Nikoladze ? Urodził się w 1843. Był znanym gruzińskim pisarzem, pedagogiem i działaczem społecznym. Gustował również w nowinkach technicznych, które nałogowo zwoził do swojego domu z licznych podróży po Europie.  Do dziś znany jest przede wszystkim jego wkład w rozwój dziennikarstwa obywatelskiego i udział w różnych projektach gospodarczych i społecznych tamtego okresu. W domu na ścianach widnieją portrety rodzinne; Gruzini nie omieszkali wspomnieć, że jego druga żona miała polskie korzenie i prawie mówiła po polsku, cokolwiek to znaczy. Niestety nie udało się zachować biblioteki, której książki zaginęły podczas politycznych zawirowań. Szczególnie urzekła mnie bardzo nowoczesna jak na tamte czasy lodówka przypominająca kredens i otwieracz do butelek. W domu zainstalowano również niezwykle skomplikowany jak na tamte czasy system wodociągowy. 

W kanionie
Martvili- Kiedy wreszcie po licznych przygodach udało nam się wydostać z Didi Jikhaishi dotarłyśmy do miejsca docelowego czyli do kanionu Martvili. Żar lał się z nieba za to woda w kanionie miała zaledwie koło 10 stopni. Raj dla szukających ochłody i letnich wrażeń. Po krótkim spływie pontonem dotarłyśmy do małego wodospadu położonego w głębi kanionu. 






Atchi- Ostatni etap wspólnej wyprawy z Agnieszką.
rwący potok w okolicach Atchi
Maleńka miejscowość położona wzdłuż rwącego strumienia. Leży na styku dwóch regionów Guri i Adżari . Raj dla wędkarzy, którzy łowią tu ryby rękoma. Idealne miejsce na wyciszenie i dłuższą kontemplację przebogatej gruzińskiej flory i fauny. Będąc w tym miejscu warto wstąpić do pobliskiego monastyru położonego na niewielkim wzniesieniu. Freski z XII w. urzekają kolorystyką i mistyczną siłą przekazu. Mieszkające tu trzy siostry zakonne chętnie opowiedzą o historii tego miejsca i zaoferują domowej roboty miód pszszczeli.


Batumi- to chyba moje ulubione gruzińskie miasto.Czerwiec to idealny miesiąc na wylegiwanie się na batumskiej plaży. Korzystałam więc z tego obficie. Za każdym razem Batumi wydaje mi się jeszcze piękniejsze, a chaczapuri adżaruli smakuje mi niezmiennie. Do przeżyć ekstremalnych na pewno zaliczę noc spędzoną na plaży w budce ratowników i przepiękny wschód słońca.  


zachód słońca w Batumi


czerwcowe melony- hit sezonu ! uchwycone przez Martę





sobota, 7 czerwca 2014

Wyprawa w poszukiwaniu Chewsura...

Na początku czerwca miałam okazję uczestniczyć wraz z innymi wolontariuszami EVS w wycieczce do Chewsuretii. Towarzystwo zaiste międzynarodowe. Obok licznej grupy Polaków było też paru Słowaków, Węgier, Francuzki, pewien Irańczyk i Gruzinka. Wszystkich serdecznie pozdrawiam ;)

Chewsuretia znajduje się w północno- wschodniej Gruzji na Przedkaukaziu. Punktem docelowym naszej wyprawy była wieś-twierdza Shatili w której obecnie mieszka zaledwie 38 rodzin. Około godziny 9-tej wyruszyliśmy spod stacji Didube w Tbilisi. Większą część podróży przyszło nam spędzić w marszrutce typu standard- czyli bez obowiązkowego na takie trasy napędu na cztery koła za to z dymiącym podwójnie kierowcą. Najwyższy skok adrenaliny zanotowałam przy wjeździe na przełęcz Datvis Dżvari na wysokości 2677 m.n.p.m. a dodam, że najwyższy szczyt w tym regionie to góra Tebulosmta ( 4492 m.n.p.m.) więc mogło być gorzej. Reszta podróży minęła znośnie. Wieczór i noc w wieży należą do doświadczeń niecodziennych , szczególnie kiedy tak jak ja cierpi się na bezsenność i w dusznym kamiennym pokoju zaczyna się odtwarzać oniryczne wizje dotyczące historii jego byłych mieszkańców. W czasach dawnych  chowali się tu przed wrogami a w dole trzymai swoje bydło. Zimą natomiast bez światła i elektryczności za to ze sporą grupą sąsiadujących ze sobą drzwi w drzwi współbratymców na pewno nie mogli narzekać na nudę ;) Być może wtedy właśnie nocami przy ognisku opowiadali sobie mity i legendy związane z tą ziemią. O dzikich zwierzętach i dzielnych wojownikach broniących kiedyś granic dawnych impreriów. I tak samotni wśród tych skał doczekali się swych ostatnich dni. A my rano spakowaliśmy swoje plecaki i wróciliśmy z powrotem do naszych nowoczesnych "metropolii" tylko od czasu do czasu śniąc sny o tych dzielnych wojownikach.  


Czym wyróżnia się Chewsuretia? Największym zaskoczeniem jest chyba to, że takie regiony w ogóle jeszcze istnieją. Buchająca zielenią kraina wydaje się całkiem przyjaznym miejscem do życia. A jednak szacuje się, że dziś region ten zamieszkuje zaledwie ok. 3200 osób. Czym na co dzień zajmują się Chewsurowie ? Przede wszystkim wypasem bydła, wyrobem serów i ochroną granicy w oddziałach pograniczników. Region ten graniczy z rosyjską Inguszetią i Czeczenią. W trakcie wojny w 1999 roku wiele rodzin z małymi dziećmi wyemigrowało w te tereny poszukując schronienia. Rosja do dziś ma o to ogromne pretensje do Gruzinów zarzucając im wspieranie terrorystów. Dziś, choć w powietrzu czuć pewne napięcie a nieliczni mieszkańcy wydają się raczej czasowymi lokatorami, jest tu spokojnie. To dobry czas na rozwój turystyki. Dlatego z czystym sumieniem polecam odwiedzenie tej bajkowej krainy.

  
W Chewsuretii wciąż pozostały jeszcze żywe pogańskie wierzenia. Na zdjęciu źródło. Symbolizuje pomost łączący dwa światy, dusze zmarłych z żyjącymi.   



Odwiedziny w mieście umarłych, które znajduje się niedaleko Shatili. Na początku XIX wieku mieszkańcy okolicznych wiosek chorzy na panującą wówczas cholerę, postanowili dobrowolnie przenieść się do takich grobowców i czekać na śmierć, aby nie zarażać innych wsi. Heroizm tego czynu wiele mówi o mentalności dumnych Chewsurów.

wieś-twierdza Shatili. To w jednej z tych wież nocowaliśmy.
W drodze

Na przełęczy Datvis Dżvari. Pozdrowienia dla drugiego planu ;)

...i znalazłam Chewsura w dodatku w trampkach ;)