sobota, 21 grudnia 2013

Im gorzej, tym lepiej ?

Gdy stopniały pierwsze grudniowe śniegi, można było zacząć coś robić.
Tym coś było uczestnictwo w warsztatach dla byłych skazanych i spotkanie z dziećmi z świetlicy środowiskowej w Lanczchuti. Dwa odmienne doświadczenia a jednocześnie tak podobne światy.

z uczestnikami warsztatów resocjalizacyjnych
Pierwsza grupa to ludzie, którzy jak się okazało nie zawsze i nie tylko ze swojej winy trafili do więzienia. Często są to przypadki nieznajomości prawa i zasad, naiwność lub po prostu głupota. Tutaj status skazanego może przydarzyć się każdemu dlatego ludzie ci są w mniejszym stopniu wykluczani przez lokalną społeczność. Wciąż istnieje jeszcze głęboko zakorzeniona nieufność wobec własnego państwa, które karze nie za przestępstwo, ale za nieposłuszeństwo. Dziś osoby te dostają szansę , poprzez uczestnictwo w warsztatach resocjalizacyjnych, na zmazanie swoich grzechów, lecz nie często z tego korzystają. Tłumaczą to brakiem wiary w oczyszczenie.


Na koniec pamiątkowe zdjęcie z dziećmi z ośrodka Iavnana
Dzieci z Lanczchuti to niewinne ofiary systemu społecznego, który starają się naprawiać na własną rękę różne mniejsze i większe organizacje pozarządowe a gdzieniegdzie coraz sprawniej działające samorządy. Jednak to wciąż kropla w morzu potrzeb. Gruzja to cały czas jeszcze bardzo biedny kraj. A ta bieda najbardziej widoczna jest w tych miejscach do których nie docierają żadne szlaki turystyczne, do miejsc wymazanych z gospodarczej mapy świata czyli do małych górskich miasteczek gdzieś na Kaukazie. Do takich miejsc jak Lanczchuti. Tu bieda maluje się w oczach dzieci - niedożywionych, brudnych, niekochanych. Jednocześnie bardzo bystrych i kontaktowych. Jeśli Gruzja chce sobie poradzić z biedą oprócz ciepłego posiłku musi też dać tym dzieciom szansę na zmianę ich statusu społecznego, to tak na początek .  Tylko co dalej ? 

warsztaty dla dzieci, tłumaczymy coś zawzięcie
w trakcie układania puzzli

jeden z wychowanków świetlicy

A to drugi z chłopców, tu zamyślony w trakcie ćwiczeń

prezent od jednego z uczestników warsztatów


czwartek, 12 grudnia 2013

W co się bawić ?

Domowe kino
W Dvabzu spadł pierwszy śnieg. Z powodu braku prądu, wody i ogrzewania spędzam czas u sąsiadów. Klimat zupełnie jak w książkach  "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren. Układam z Sabą puzzle, gram w warcaby w wersji gruzińskiej, lepię bałwana i wygrywam wojnę na śnieżki. Wieczorem organizujemy seans filmowy : "Titanic" po rosyjsku. W powietrzu unosi się zapomniany dawno zapach dzieciństwa.
Bałwan autorstwa Iki, Saby i Domi
Sprzedaję całusa...bałwanowi

niedziela, 8 grudnia 2013

Gdzieś na gruzińsko - tureckiej granicy

Święta już tuż, tuż. Postanowiłyśmy więc starym gruzińskim zwyczajem wybrać się na przedświąteczne zakupowe szaleństwo do Turcji.

Podróż z Dvabzu zajmuje koło 2 godzin ( pociąg Ozurgeti -Batumi o 8 ; o 10 marszrutka do Sarpi a tam pieszo przez granicę ) . Nam się poszczęściło, bo spotkałyśmy taksówkarza, który akurat jechał do swoich córek do Batumi więc dzięki temu w Sarpi byłyśmy przed 10-tą. Po drodze warto zatrzymać się w Gonio, żeby zobaczyć zbudowaną jeszcze za czasów rzymian twierdzę. Legenda głosi , że na terenie znajduje się grób św. Macieja, jednego z dwunastu apostołów. 


Niestety będąc Polką i Europejką musiałam posiadać wizę turecką, aby przekroczyć granicę. Koszt tego świstka to 20 USD, trochę za dużo jak na skromny budżet wolonariusza. Jedząc więc chaczapuri w wersji "dla turysty" zwiedzałyśmy nabrzeże Sarpi czekając na Marikę, która w tym czasie buszowała między tureckimi butikami w poszukiwaniu zamówionych przez nas produktów.

W drodze powrotnej jeszcze krótka wizyta w Batumi. Obowiązkowo mini-supra u cioci Mariki. Nie zabrakło tradycyjnego badridżani, sałatki vinegret, ciasta herbacianego i domowego kompotu.

17.30 odjeżdża ostatni pociąg do Ozurgeti. Wrzucamy do skrzynki 50 tetri ( 1 zł) i kiwając się na krzesłach w wręcz nieprzyzwoicie dobrze ocieplonym wagonie z pełnymi plecakami wracamy do naszego nowego domu, do Dvabzu. 
Witamy w strefie wolnocłowej