REPORTAŻE

Przejażdżka z Prometeuszem doliną Kolchidy

              Na liczniku przejechane już ponad 38 tysięcy kilometrów. Trasa Ozurgeti- Kutaisi. Wyjazd 12.15 powrót 17.15 i tak od dziesięciu lat. Zamykać drzwi ruszamy- woła głośno do pasażerów swojego mini busa Irakli na oko koło 70 lat. Marszrutka jest po brzegi wypchana ludźmi, słomą i workami z mąką. Z braku wolnych miejsc dostaję honorowy fotel koło kierowcy. I tak wyruszamy.
             Skąd jesteś ? –zagaja. A Polszcza, znaju, znaju. Byłem tam w połowie lat siedemdziesiątych w Szczecinie. Piękne miasto. Pomagałem przy wyładunku towaru. Spędziłem tam ponad trzy miesiące. Tak piękne miasto - z nostalgią wspomina. Urodziłem się w Batumi. Dookoła tylko morze, co miałem robić? Zostałem więc marynarzem. Długo pływałem na statkach ZSRR zwiedziłem m. in. Brazylię, Kanadę byłem też w Stanach Zjednoczonych. Po upadku związku wykupiła nas grecka firma. Zarobki spadły, byłem coraz starszy. Przeszedłem więc na emeryturę. Wraz z znajomym kupiliśmy tę marszrutkę i tak sobie dorabiam. Pieniądze przesyłam mojej wnuczce do Tbilisi. Studia są drogie a trzeba jeszcze wynająć mieszkanie i kupić jakieś jedzenie. Emerytura nie wystarcza. Cicho wzdycha. Nagle stajemy w dzikim polu dookoła tylko lasy i góry. Z wnętrza marszrutki wygramala się starsza schorowana kobieta. Na drodze już czeka na nią wnuczka i woła: a zeszyty kupiłaś ? Po chwili jedziemy dalej. Przystanek w Czochatauri. Na szczęście człowiek z workiem mąki wysiada, robi się trochę luźniej. Na postoju czeka już kilka osób wszystkie wyciągają ręce w stronę Iraklia po chwili, każdy z nich łapie za którąś z paczek ulokowanych na przodzie samochodu. W jednej jest dostawa leków, w drugiej jakieś listy w trzeciej kukurydza. W Lanczchuti podobnie. Irakli co chwilę wita się z kimś.
Cześć co tam słychać?- zagaja do kierowcy marszrutki, która nagle zatrzymała się w połowie drogi. A nie możemy ruszyć, coś z silnikiem - odpowiada drugi. Przyjechał mechanik, ale ja nie mam mu czym zapłacić . Pożyczysz ? A co mam nie pożyczyć. Mam inne wyjście? -odpowiada Irakli i znów wzdycha głęboko wyjmując z kieszeni banknoty. To wszystko co dziś zarobiłem tylko tyle mam. Oddam Ci na postoju. Dzięki- odpowiada drugi.
            A ile kosztuje wynajem mieszkania w Polsce ?- odzywa się po dłuższej przerwie. Mniej więcej tak jak w Gruzji, zależy od miejsca w Warszawie jakieś 1500 zł- odpowiadam. U nas w Tbilisi podobnie. Piękne widoki- tym razem ja zagajam. Tutaj jest dolina starożytnego miasta Kolchidy, prawda ? Tak w latach 90-tych było tu bardzo źle. O ten budynek doszczętnie spłonął. Był tu kiedyś dobry hotel. Wszystko spłonęło. Nikt dziś tego nie odbudowuje. Nie ma za co. Czekamy na lepsze czasy- odpowiada. Przejeżdżamy obok nowego lotniska. Mijamy tablicę z napisem Kutaisi. Gdzie teraz chcesz jechać ? Do Tskaltubo, chciałam zobaczyć jaskinię. Nie ma sprawy pokażę Ci przystanek to zaraz obok macdonalda. Kiedy wracasz, jutro ? A to mam wolne, ale mój kolega będzie za mnie jechał. Prawie tak sympatyczny jak ja, dobry człowiek. Miło, że Cię poznałem. Do widzenia- kiwa mi na pożegnanie nie ruszając się zza kierownicy, szybko przekręca w prawo i odjeżdża na najbliższy postój.

Gruzińska ballada miłosna 



             Czekałam na windę. Długo nie podjeżdżała. W końcu drzwi się otworzyły a tam stał wysoki dobrze zbudowany mężczyzna. Na początku trochę się przestraszyłam i odruchowo cofnęłam. On tylko się uśmiechnął i zapewnił, że nie jest groźny. Zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że mamy wspólnych znajomych a potem, że idziemy na to samo spotkanie. Oboje dużo graliśmy w karty. Po trzech miesiącach Wito zaproponował ślub, pomyślałam, czemu nie ?- zaczyna swoją opowieść Kete.
              Razem z Wito mieszkają w Dvabzu, wsi położonej w regionie Guria w Gruzji. Ona prowadzi organizacje pozarządową wspierającą kobiety - Women for Development Region. On aktywnie wspiera żonę. Jest moim generatorem idei - tak przedstawiła go na początku Kete. Oprócz tego jak większość mieszkańców Gurii zajmuje się uprawą karalioków ( owoców w smaku przypominających trochę słodką brzoskwinię). Ostatnio zaczął biznes z kasztanami - jak sam to określił. Przechowuje je na zimę, aby potem sprzedać po wyższej cenie.
          Kiedy braliśmy ślub miałam 33 lata, Wito 37. Jak na gruzińską kobietę byłam już starą panną.
           W Gruzji panną młodą można zostać już w wieku 16 lat. Pierwsze dziecko najlepiej mieć do pierwszego roku po ślubie. Potem rodzina i znajomi zaczynają się niepokoić . Cały czas żywa jest jeszcze tradycja zachowania dziewictwa do ślubu. Istnieją nawet specjalne kliniki, które przywracają błonę dziewiczą. Jeśli rodzina chce mieć pewność, ma prawo zażądać od przyszłej żony wizyty u ginekologa.
            Poszczęściło mi się - opowiada dalej.  Mamy córkę i syna. Z Wito tworzymy związek partnerski. Co w Gruzji a zwłaszcza tu na wsi jest raczej niespotykane. Dużo pracuje nie zawsze mam czas, żeby przygotować obiad. On to rozumie, razem tworzymy zgrany duet.
           W Gruzji wciąż utrzymuje się tradycyjny model rodziny z podziałem obowiązków na kobiece i męskie. W niektórych domach wciąż obowiązuje niepisana zasada, że kobiety siadają przy osobnym stole, ale to zdecydowanie rzadkość. Silne więzi rodzinne powodują, że nestor/ka rodu zawsze ma decydujący głos. A świeżo upieczona żona może poczuć się jak księżniczka, ponieważ większość obowiązków domowych spada na teściową do czasu aż w rodzinie nie pojawi się kolejna kobieta.
           Pomagamy sobie nawzajem i wspieramy się – Kete kontynuuje swoją opowieść. Niedawno Wito stracił ojca, ciężko to przeżył. Miłość polega na akceptacji drugiego takim jakim jest. Świat we dwójkę jest trochę mniej strasznym miejscem do życia. Szczególnie tu w surowym kaukaskim klimacie - kończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz