20 dzień gruzińskiej przygody.
9 pobudka. Jesteśmy jeszcze lekko nietrzeźwe po wczorajszej suprze. Zaczynamy pakowanie. Nagle telefon za 10 minut u Kete, jedziemy robić wywiad. Gorąca kawa pozostaje na stole niedopita. Biegiem do biura. Stamtąd ruszamy do hotelu gościnnego na obrzeżach Dvabzu. Tam siadamy w tradycyjnie urządzonej gruzińskiej kuchni letniej i opowiadamy o feminiź
|
Policja dba o nasze bezpieczeństwo |
mie. Potem razem z ekipą filmową jedziemy do biura. Niespodziewanie odwiedza nas policja. Po krótkiej wymianie paszportowej żegnamy się pamiątkową fotką. W międzyczasie Wito co chwilę nalewa nam szklaneczkę domowego wina.W pośpiechu ściągamy mokre jeszcze pranie. Pozostaje tylko przetłumaczyć tekst z polskiego na rosyjski. A o 15 rozpoczyna się ostatnie z cyklu seminarium "Kto boi się feminizmu". Spóźniamy się godzinę. W biegu wchłaniamy ciepłe jeszcze chaczapuri. Gdzieś tam w drugim końcu sali słyszymy język polski. To Katia koordynatorka z fundacji Henricha Bolla. Niemka, która świetnie mówi po polsku. Zostaje tutaj zaledwie na parę dni. Wymieniamy się wizytówkami. Może gdzieś kiedyś w Berlinie uda nam się jeszcze spotkać. Przerwa się skończyła, zaczyna się ostatnia część seminarium. Lekko kiwamy się już na krzesłach. Zmęczenie zaczyna dawać się we znaki. Przerwa na papierosa. Domi spotyka zagubionych Amerykanów. Co tu robicie ? A wy? Szybka wymiana numerów. Zdobywamy kolejny kontakty. Seminarium kończy się. Samochodem typu combi z 8 osobami na pokładzie zajeżdżamy do Dvabzu. O 20 mamy marszrutkę do Tbilisi. Wracamy do domu po plecaki. W drzwiach spotykamy naszą babuszkę Tati. Moje gogoebi będę tęsknić. My też.
|
wspólne foto z ekipą filmową |
Nagle ekipa filmowa zajeżdża pod dom Kete. Przecież umówiliśmy się na pamiątkowe zdjęcie. Trzeba było dotrzymać obietnicy - uśmiecha się Ia. Jeszcze serdeczne uściski i obietnica, że niebawem odwiedzimy ich w stolicy. Za piętnaście 20 zajeżdżamy do Ozurgeti. Marszrutka już czeka. Trochę trzęsie , kierowca odpala papierosa od papierosa. Próbuję zasnąć. Jeszcze tylko 5 godzin i zobaczę Tbilisi. Dobranoc.
Ot taki dzień z życia EVSa.
|
tradycyjna gruzińska letnia kuchnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz