1. Zawsze lubiłam psy, ale jako biegacz zrozumiałam na czym polega syndrom "listonosza". Pomimo, że nie przynoszę złych wieści ci czworonożni strażnicy domostw już na mnie czekają, żeby mnie pożreć. Im szybciej biegnę tym bardziej igram z życiem. Jedyne wyjście to zachować spokój i uciekać powoli.
widok na kaukaskie szczyty niezmiennie mnie zachwyca |
2. Wspomniałam wcześniej, że w Gruzji nie ma ścieżek rowerowych. Za to są dróżki pokryte żwirem i małymi kamyczkami, które umiejętnie wpadają do podeszwy buta skutecznie utrudniając dalsze bieganie. A bieg po asfaltowej drodze, biorąc pod uwagę tutejszych szalonych kierowców, to pewna śmierć.
3. GPS w telefonie nie pomaga. Gubię się za każdym razem. Choć domy znacznie różnią się od siebie, gdy biegnę zaczynają wydawać mi się znajome, przestaję odróżniać jeden od drugiego a, gdy wpadam na pola obsiane kukurydzą w końcu tracę orientację. I tak za każdym razem. Na szczęście Gruzini to przyjaźni ludzie i często cierpliwie choć z pewnym zdziwieniem tłumaczą mi drogę.
Pomimo wszystko nie poddaję się i z dnia na dzień szlifuję swoją kondycję tak, aby już za parę miesięcy zdobyć medal na jakimś gruzińskim maratonie....o ile jakiś się gdzieś odbędzie ;)
krótki postój w Shemokmedii, gdzie znajduje się jedyna atrakcja turystyczna w okolicy, czyli średniowieczny klasztor |
tak krowa patrzy na mnie jakoś dziwnie |
Zagadka: Co to może być? |
po drodze mijam dużo zaniedbanych pustostanów |
P.S. Chyba jednak udało mi się przechytrzyć zimę w Dvabzu w niedzielę było 20 stopni ;)
kolejny pustostan |
Tak na przystanku autobusowym, nie mogło zabraknąć krzyża. |